Urzędnicze przepychanki
Nie chcę Państwa zanudzać całą historią z przygotowywaniem dokumentów w celu uzyskania pozwolenia na budowę, powiem tylko tyle - warto budować się w małych miejscowościach: za każdym razem kiedy odwiedzałem Urząd Gminy odnosiłem wrażenie, że Panie urzędniczki cieszyły się, że mają petenta... ;-)
Niestety im wyższy urząd tym gorsi urzędnicy...
Na pozwolenie czekałem dokładnie 69 dni:
- dokumenty złożone i sprawdzone u urzędnika odpowiedzialnego w powiecie za mój teren,
- 2 razy w tyg. kontrolne telefony co się dzieje z pozwoleniem
- po kolejnym moim ponagleniu -3 dni przed ustawowym terminem 65 dni, urzędnik poprosił mnie o wizytę w celu uzupełnienia dokumentów ( jakoś skubany przy składaniu mówił, że wszystko jest) : brakowału paru mało znaczących pieczątek konstruktora ( na czymś czego nie zmianiał - kupiłem przecież opieczętowanego gotowca) + badanie geotechniczne posadowienia budynku... , zaczęły się schody...
- ze skulonym ogonem przyznałem urzednikowi rację ( gdzieś tam na jakimś urzędniczym świstku widniała taka informacja...)
- odebrałem projekt w celu uzupełnienia... parę telefonów poźniej byłem już delikatnie rzecz ujmując wkurzony: badania tak , ale tylko tam gdzie grunt jest niestabilny , ewentualnie na terenach górniczych, bagiennych i tak dalej... koszt badań 700 zł + termin ok 14 dni.
- telefon do urzędnika: "grzeczne" wytłumaczenie, że nia ma racji + przypomnienie, że urzędowy czas mija za 3 dni... ( po chwili namysłu urzędnik wpadł na pomysł abym wycofał cały projekt, zrobił badania, znowu złożył dokumentację a on to wspaniałomyślnie zrobi dla mnie po za kolejnością)
- przestałem być miły!!! 69 dnia - 13.V.2009 - dostałem od razu prawomocne pozwolenie na budowę !!! ;-)